1000 km w 7 dni | 2016

Tekst i zdjęcia: Arti

Pomysł na przejechanie tysiąca kilometrów w tydzień zrodził się w mojej głowie wiele lat temu. Podjęta została nawet próba, ale raczej z myślą "zobaczymy ile nakręcę kilometrów po dniu lub dwóch" i ostatecznie pomysł nie został zrealizowany z różnych powodów. Było to jeszcze za czasów, kiedy jeździłem tylko na rowerze crossowym. Odkąd śmigam również na kolarzówce, to idea 1000 w 7 zaczęła znów mnie prześladować. Nękała mnie często i uporczywość tej myśli sprawiła, że radosny i spontaniczny pomysł głowa zamieniła w wyzwanie, które postanowiłem ostatecznie podjąć.

1000 km | 7 dni

Często myślałem jak to jest przejechać 7 setek z rzędu, zgodnie ze starą drużynową maksymą "dzień bez setki dniem straconym". Miałem też refleksje, że tak naprawdę to nic spektakularnego, bo przecież kolarze na wieloetapowych tourach bez problemu przekraczają tysiaka w siedem dni. No ale ja nie jestem kolarzem zawodowym i nawet nie śmiałbym nazwać się kolarzem amatorem – jestem raczej rowerzystą – hobbystą. Do tego przejechanie tysiąca kilometrów samotnie, kiedy nie można skryć się w peletonie, jechać na czyimś kole przez długie kilometry i osłaniać się od wiatru to inna historia. Raczej nie byłbym w stanie przejechać bez solidnego przygotowania tysiąca w siedem dni "na raz", to znaczy bez przerw w trakcie poszczególnych "etapów". W związku z tym moje wyzwanie połączyłem z krajoznawczą promocją otaczających moje miejsce zamieszkania regionów. W końcu to przyświecało zawiązaniu Drużyny B. – turystyka i wyzwanie. W mojej wycieczce było i jedno, i drugie. W ten sposób odwiedziłem następujące miejsca: Kociewie, Wysoczyznę Elbląską, Powiśle, Pojezierze Iławskie i okolice Brodnicy, Bory Tucholskie, Kaszuby oraz Żuławy Wiślane. Nie chcąc zanudzać, poniżej krótkie opisy poszczególnych dni oraz najważniejsze – czyli zdjęcia. Załączam też linki do map z profilami tras – uprzedzam, że nie sumują się idealnie, bo zostały stworzone stacjonarnie. Nie korzystałem z urządzenia GPS, jedynie z licznika odliczającego mój tysiąc przez kolejne minuty jazdy.

1 | Runda kociewska – prowadząca przez najważniejsze miasta Kociewia, to znaczy Starogard Gdański, Tczew, Gniew i Pelplin. Przy okazji odwiedziłem Białą Górę, gdzie warto przyjrzeć się zespołowi śluz na Wiśle i Nogacie. Tego dnia najtrudniejsze było spojrzenie na licznik, kiedy przejechałem raptem trzy kilometry i do końca zostawało 997. Wtedy tak naprawdę dotarło do mnie jak długa i samotna droga mnie czeka. Dzień zakończyłem mając przed sobą 852 km. | Mapa/Profil

2 | Runda kadyńska – z nazwą powziętą od pięknego podjazdu szosowego z Suchacza do Kadyn. Nie był to dzień z największym przewyższeniem, ale z pewnością z najdłuższymi podjazdami przywołującymi migawki z gór (Suchacz – Kadyny oraz Elbląg – Dębica) i pięknymi krajobrazami Wysoczyzny Elbląskiej. Wszystko to po przedbiegach przez równe jak stół Żuławy Wiślane. Po płaskim pierwszym dniu, gdzie dodatkowo kiepski asfalt momentami nieźle mną wstrząsnął, jazda po prawdziwych górkach dodała mi energii i ostani fragment trasy z Dzierzgonia do Mikołajek Pomorskich wydłużyłem sobie o dodatkowe kilometry jadąc przez Waplewo. W ten sposób zakończyłem dzień z największym dorobkiem tego tygodnia – 175 km. | Mapa/Profil

3 | Runda brodnicka – korzystając z narodowego święta (3 V), postanowiłem połączyć przyjemne z rodzinnym i smacznym. Trasa zaczęła się w moich rodzinnych Mikołajkach Pomorskich, prowadziła przez Prabuty, Szymbark, Iławę, Pojezierze Brodnickie i zakończyła się grillem zorganizowanym w Brodnicy przez moją kuzynkę i jej męża. Nie zabrakło także innych członków familii, a Karla zamieniła się w kierowcę wozu technicznego, który po zakończonej imprezie przewiózł mojego rumaka z Brodnicy do Starogardu Gdańskiego. Dzień skończyłem po spokojnych 109 km, co w perspektywie tysiaka można traktować wręcz jako dzień odpoczynku. | Mapa/Profil

4 | Runda chojnicka – czyli przejażdżka przez Bory Tucholskie (przez niektórych urlopowiczów nazywane Bory Bory). Był to jedyny dzień z deszczem, przez co przesunąłem start z tradycyjnej godziny szóstej rano o niemal trzy godziny do przodu. Częściowo z konieczności przetransportowania się do Chojnic, ale również celem przeczekania największych opadów. Trasę wyznaczyłem sobie wzdłuż Jeziora Charzykowskiego i dalej przez bezkres Borów Tucholskich. Po powrocie do Chojnic przetransportowałem się do Starogardu Gdańskiego na obiad. Z racji, że na liczniku ciągle było mało, to dokręciłem 31 km w okolicy STG. To był dzień kryzysu i kto wie, czy gdyby nie wafelek schowany na czarną godzinę, nie padłbym gdzieś po drodze na tej ostatniej pętli tego dnia. Do łóżka położyłem się dość późno i nie chcąc skracać sobie popołudniowego czasu na regenerację, postanowiłem wrócić do wyjazdów na trasę skoro świt. Byłem jednak w dobrym humorze, bo większa część trasy była już za mną – gdzieś w okolicy Przechlewa przekroczyłem półmetek trasy i teraz miałem mieć przed sobą mniej, niż zostawiałem w tyle. | Mapa/Profil + Mapa/Profil

5 | Runda kaszubska – trasa w całości pagórkowata prowadząca przez Szwajcarię Kaszubską, krainę jezior i malowniczych wzgórz, ze startem i metą w Szymbarku (dokąd ruszyłem autem już o piątej rano). Z każdym dniem poranki robiły się coraz cieplejsze, także tego dnia, mimo porannego startu, mogłem już ruszyć w krótkich spodenkach. Przede mną były trzy dni jazdy i średnio do pokonania 142 km. Nie mogłem już sobie pozwolić na modyfikacje tras i musiałem jechać zgodnie z planem, żeby na koniec nie zabrakło kilometrów. Punktem obowiązkowym przejażdżki po Kaszubach musi być Droga Kaszubska, czyli szosa z Wieżycy do Chmielna, spektakularnie wijąca się między wzgórzami i jeziorami. Jeśli ktoś będzie w okolicy rowerem górskim, to bez problemu wjedzie na najwyższy punkt regionu – Wieżycę, gdzie dodatkowo stoi wieża widokowa. Panoramy zeń są znakomite. Niestety dla bajkerów, Kaszubi zdają się kopać kolejne jeziora, bo ilość wywrotek jakie mnie wyprzedzały na trasie momentami odbierały chęć do jazdy, nawet na bocznych drogach. W związku z tym kolejny raz na Kaszuby ruszam w niedzielę lub w święto. Na koniec dnia miałem na liczniku 719 km, a na samych Kaszubach udało się nawet zrobić niemal 1400 m przewyższenia (nieźle jak na województwo pomorskie). | Mapa/Profil

6 | Runda żuławska – czyli dzień szósty. Trasa ta znalazła się w tym miejscu, bo moja pierwsza wizyta w delcie Wisły była tylko etapem w drodze do Kadyn. A Żuławy Wiślane to ewenement w skali naszego kraju – płaskie jak stół pola poprzecinane rowami i kanałami melioracyjnymi, sięgające po horyzont. Wiele miejsc znajduje się poniżej poziomu morza, a system kanałów zaprojektowano tak, że lustro wody często jest powyżej otaczającego terenu. Do tego urokliwe kościółki, cmentarze menonickie, ogromne domy podcieniowe oraz wiatraki (teraz już częściej aerogeneratory niż koźlaki, paltraki i holendry) sprawiają, że pedałowanie po Żuławach to krajoznawcza przygoda. Koniec dnia przyniósł 870 km na liczniku, więc pozostałe 130 to miała być już tylko formalność. | Mapa/Profil

7 | Runda honorowa – ze startem i metą w Starogardzie Gdańskim, poprowadzona znanymi mi ścieżkami przez Lubichowo i Skarszewy – kolejną perełkę Kociewia. Pętlę o długości niewiele ponad 60 km przejechałem dwa razy, w rożnych kierunkach, rozdzielając ją sowitym drugim śniadaniem zjedzonym w domu w Starogardzie. Ostatnie kilometry przepedałowałem przez miasto, fotograficznie zaniedbane przeze mnie podczas wcześniejszych dni. Licznik zawrócił dokładnie pod domem i tysiak w siedem dni stał się rzeczywistością. Zadowolony, że nogi nie sprawiły problemów, a co więcej głowa się nie poddała i rower śmiało niósł przed siebie, wziąłem ostatnią długą kąpiel podczas tej próby i z nieukrywaną ulgą odstawiłem rumaka na bok – też zasłużył na odpoczynek. | Mapa/Profil

Przychodzi pytanie, jakie będzie kolejne wyzwanie? Kto wie, może tysiąc w siedem w wersji górskiej... ktoś chętny? ;-)


Inne szosowe relacje

Dolina Wielicka | 2015

Relacja z przejażdżki najwyżej położoną drogą szosową na Słowacji, w samym sercu Tatr Wysokich.

Rekonesans TdPA | 2015

Przetarcie szlaku przed udziałem Drużyny B. w Tour de Pologne Amatorów 2015, czyli dwa nizinne szczury udają kolarzy.