Dnia 27 VI Kachna, Blase i ja wybraliśmy się na północne tereny Kaszub oraz
nad Zatokę Pucką. Nominalnymi celami wycieczki były Mechowska Grota oraz
wieża widokowa Kaszubskie Oko, zwana także Okiem Saurona. Przy okazji
chcieliśmy na własne oczy przekonać się, czy w Pucku nadal prowadzone są
działania wojenne (link do wiadomości
tutaj oraz tu).
Trasa została wytyczona z Gdyni Chyloni, gdzie w niedzielny poranek
dostaliśmy się z Elbląga pierwszym pociągiem, do Wejherowa – stacji
początkowej w drodze powrotnej. Z konieczności wykorzystania kolei start
ostry rozpoczął się dopiero o 0830, czyli grubo ponad dwie godziny ponad
przyjęte przez nas standardy.
Pierwszym przystankiem była Rewa, znana z Rybitwiej Mielizny, którą raz w
roku grupa zapaleńców przechadza się na Mierzeję Helską, płosząc przy okazji
wszystko, co tam żyje. Zgodnie z tradycją, ale już w mniejszej zgodzie z
rozumem, bo jak wiadomo tradycja to czynnik destrukcyjny wielu aspektów
życia.
Z Rewy do Rzucewa pojechaliśmy dróżkami, z których każda mogłaby oficjalnie być ścieżką
rowerową, a jednak żadna nie była w ten sposób oznakowana. Na
Klif Rzucewski nie starczyło nam już czasu, ale z pewnością jeszcze kiedyś
tam wrócimy.
Drogę do Pucka z kolei wybraliśmy sobie tak, aby nie było już żadnych
wątpliwości którędy jedziemy. W naszym pierwszym międzywojennym porcie
musiało trwać akurat zawieszenie broni z okazji odbywającego się Zjazdu
Kaszubów, bo na partyzantów nie udało nam się natknąć. Mimo to w mieście
wyczuwalne było napięcie: kutry rybackie w gotowości bojowej, na słupach i
masztach powywieszane flagi bojówek partyzanckich, niepewny wzrok siedzących
przed domami pucczan, wysokie ceny lodów w budkach. Jedynie na nadmorskim
bulwarze, wśród zgiełku w większości niczego nieświadomych turystów można
było odnaleźć ślady wakacyjnej normalności. Wszystko dlatego, że 90% Polaków
nie płaci abonamentu rtv, czyli nie ma telewizorów ani radia, stąd nie wie o
koszmarze rozgrywającej się na ziemi puckiej wojny. Przyglądając się jednak
dokładniej, miało się wrażenie, że wąsaci sprzedawcy ze straganów skrywają
pod ladami naładowane karabiny i każda najmniejsza iskra, każda potłuczona
butelka czy źle wydana reszta mogła pociągnąć za sobą nieprzewidywalny ciąg
wydarzeń przyczynowo-skutkowych prowadzący do niespotykanej dotąd na tych
ziemiach masakry.
Udaliśmy się pod pomnik Józefa Hallera, upamiętniający dzień zaślubin Polski
z morzem, co miało miejsce 10 II 1920. Z oczu generała wylewał się smutek, a
jego odlane z brązu brwi zdradzały zaniepokojenie, bo nie o taką Polskę
walczył. Nie o Polskę, której groził podział trasą eksterytorialną
prowadzącą do daczy burmistrza Pucka w Zakopanem. Poza tym musiał odczuwać
niesamowity gorąc, trwając dzielnie w wojskowym mundurze i płaszczu, kiedy
na dworze temperatura topiła smołę. Zdawało się, że gotów jest zejść z
piedestału i zjednoczyć skłóconych Polaków (lub popluskać się w morzu),
gdyby nie fakt, że był już tylko popiersiem. „Ach nieszczęsny artysta, który
go w ten sposób utrwalił” – westchnął Blase. Miał rację, wszak można było go
odlać z galopującym koniem, a najlepiej siedzącego w czołgu, prowadzącego
kilkutysięczną armię. Lub przynajmniej z materacem i w kąpielówkach.
Pozostało nam zjeść lody, których cena była wypadkową wojennej zawieruchy i
udać się na zachód. Blase zjadł porcję podwójną – tak na pocieszenie, jako
że cała ta sytuacja wywołała w nim głęboki żal i ubolewanie na przyszłym
losem tego pięknego zakątka Polski.
Grota Mechowska to jedyna na Niżu Środkowoeuropejskim jaskinia utworzona w
piaskach polodowcowych scementowanych węglanem wapnia. Długość korytarzy
udostępniona do zwiedzania jest niewielka, ponieważ nad grotą przebiega
droga. Nie warto więc nastawiać się na speleo hece. Więcej
czasu zajmie rozmowa z panią z budki biletowej niż sama „podróż do wnętrza Ziemi”.
Zaznaczam, że w budce biletowej nie można kupić arbuzów. Piszę o tym na
wszelki wypadek, bo spotkałem się z takimi zapytaniami.
Zbiornik górny Elektrowni Wodnej Żarnowiec mijaliśmy od strony wschodniej, a
ponieważ droga oplata go długim zakrętem, to Kaszubskie Oko wyłoniło się zza
skarpy dopiero w ostatniej chwili.
Kiedy byliśmy w okolicy na wyprawie
w
2006 roku, wieża była jeszcze w budowie, zaś zbiornik górny nie był
ogrodzony. Teraz, w obawie przed topiącymi się turystami, strzeże go płot.
Krótko delektowaliśmy się widokami, bo trzeba było uderzać na stację
kolejową w Wejherowie. Starczyło czasu tylko na jedną porcję lodów włoskich.
Na dworzec dotarliśmy w ostatniej chwili. Właściwie to w przedostatniej, bo
zdążyliśmy jeszcze zakupić bilety. Niestety nasza skm-ka zaczęła od
opóźnienia już na stacji początkowej i systematycznie je zwiększała, co
skończyło się tym, że przesiadka w Gdyni na Regio do Elbląga się nie udała.
Jedynie Kachna jadąca do Zaspy nie miała takiego problemu. Blase i ja
musieliśmy poczekać w Gdyni na następny pociąg. Ponieważ nie ma tego
złego…więc udaliśmy się na nabrzeże by podziwiać zachód Słońca i sprawdzić
czy budka z lodami jest jeszcze otwarta.