Wyprawa na Wyżynę Krakowsko-Częstochowską, która odbyła się w dniach 5 - 8
września 2008 zakończyła oficjalnie tegoroczny sezon rowerowy mikołajsko-prabucko-wikrowskiej wesołej ekipy rowerowej.
Wypraw nie było wiele, ale były za to zapierające dech w piersiach atrakcje
(i podjazdy (: )
Rowerowa część trasy rozpoczęła się w Częstochowie, gdzie dostaliśmy się razem z
osprzętem pociągiem z Tczewa. Późny przyjazd oznaczał niewiele kilometrów i
mało czasu do zachodu Słońca, stąd tylko śmignęliśmy u podnóży zamku w
Olsztynie, by dostać się o przyzwoitej porze do
upatrzonego przez nas schroniska młodzieżowego w
Siedlcu. Ponieważ na
Jurze schronisk ci u nas dostatek moćpanie, a i ich cena jest niższa niż
niejednego pola namiotowego w Polsce, stąd namiot woziliśmy tylko w razie
nieoczekiwanej okoliczności, jak dla przykładu napotkanie będącej w odwrocie
z Jarocina młodzieży organizującej w każdej wiosce koncerty, bądź na wypadek
awarii i konieczności nocowania w polu.
Dzień drugi, pobudka o 0400 i wyjazd o 0600 czyli jak na pierwsze dni
września przystało - o wschodzie Słońca. Na początek obejrzeliśmy resztki
zamku Ostrężnik, które łatwo przeoczyć, ale po kilkunastu kilometrach
napotkaliśmy konkretniejsze budowle - w
Mirowie i w
Bobolicach. Ten drugi od
7 lat jest rewitalizowany i widać, że jego właściciele to prawdziwi
zapaleńcy (nie łatwo w dzisiejszych czasach remontować zabytek - posłowi
Palikotowi nie idzie chyba w komisji "Przyjazne Państwo" pozbywanie się
zbędnych przepisów).
Jadąc dalej odwiedziliśmy Morsko z tamtejszymi ruinami oraz najsłynniejszy
zamek, a właściwie jego pozostałości, w
Podzamczu Ogrodzieńskim, będącym
symbolem Szlaku Orlich Gniazd.
Tutaj warto wspomnieć o micie obfitości ścieżek rowerowych na Jurze. Jeśli
ktoś uprawia rowerowy treking to ścieżki rowerowe wyznaczone w tamtym
rejonie na nic mu się zdadzą - są to trasy dla typowych miłośników rowerków
MTB i rowerami crossowymi duża część tych szlaków jest trudna do pokonania
ze względu na piaskownice i skaliste podłoże. Szybko to zauważyliśmy i już
dalej staraliśmy się nie zjeżdżać z szos.
Dzień drugi zakończyliśmy szaleńczą jazdą po pionowych zjazdach i podjazdach
na trasie z Troks przez Braciejówkę do
schroniska w Skale, gdzie pani recepcjonistka po
rozmowie telefonicznej powiedziała nam, że nie będzie czekać dłużej niż do
dwudziestej. Niestety nie dotrzymała słowa, bo dotarliśmy tam w ostatniej
minucie. Po raz pierwszy usłyszałem wtedy od Kachny, że bała się na jednym
ze zjazdów, gdy normalnie nie waha się depnąć w pedał do siedemdziesiątki,
kiedy tylko nadarza się okazja :F
Nie marnując kolejnego dnia, już po godzinie szóstej śmigaliśmy malowniczą,
otuloną we mgle, trasą wiodącą przez
Dolinę Prądnika, nad którą górują
monumentalne wapienne ostańce, ze słynną Maczugą Herkulesa strzegącą zamku
na
Pieskowej Skale. Było to zwieńczeniem naszej wyprawy, stąd pomysł, aby
pokonać
Szlak Orlich Gniazd wbrew przewodnikom, czyli nie od Krakowa do
Częstochowy, a w odwrotnym kierunku.
Zajrzeliśmy jeszcze na
Zamek
w Korzkwi, by już w południe wylądować w
Krakowie, będącym metą rowerowej części wyprawy. Tam napawaliśmy się duchem
minionych czasów błądząc zatłoczonymi uliczkami Starego Miasta.
Następnego dnia o poranku wsiedliśmy w pociąg powrotny.